Na początek informacja dla czytających spodziewających się kolejnej rowerowej relacji - ta wyprawa to urlop nierowerowy, a wycieczka samochodowa, inspirowana jednak zeszłoroczną rowerową wycieczką, o której więcej tutaj.
Przygotowania.
Bilety na prom ColorLine z Hirtshals do Kristiansand zakupiliśmy już na kilkanaście tygodni przed wyjazdem, jest taniej, choć nie ma opcji zmiany terminu (hmm, jak sie później okaże, nie tak do końca...). Jakiś czas później dołączyli do nas nasi L, no i w końcu ruszamy, zaopatrzeni w namioty, kartony zupek chińskich, konserwy i materace. No i nadzieję na dobrą pogodę.
DZIEŃ PIERWSZY - Polska, Niemcy, Dania.
W skrócie: Koszalin, Kołbaskowo, Prenzlau, potem nawigacja Krzyśka zaczęła nas prowadzić po pseudo skrótach, ale wróciliśmy na nowowybudowaną autostradę nr20. Wtedy tez okazało się, że nasz atlas samochodowy z 2000 roku jest już całkiem nie na czasie. Dalej Lubeka, troszkę gorsza droga do Kiel no i jak po stole do Danii i portu w Hirtshals. Jesteśmy akurat na czas, po północy ładujemy się na prom Christian IV. Rozczarowanie - ten prom nie posiada wygodnych lotniczych siedzeń, jedynie kabiny (za dopłatą) oraz zwykłe stoliki, np w barze. W którym zresztą spaliśmy ;) I jeszcze fakt, że zamiast spodziewanych 2.5 godziny, płynęliśmy ponad 6. Porażka, nie polecam promu Christian IV, unikać jeśli się da.
DZIEŃ DRUGI - Stavanger
Nieco obolali, budzimy się akurat na czas, by podziwiać wschód słońca na morzu. Prom dobija do Kristiansand, kierujemy się na zachód jadąc wzdłuż wybrzeża. Piękna, słoneczna pogoda. Część załogi śpi, część kieruje, ta kierująca nieco się gubi i szuka nawzajem po drodze :) Czas opracować system międzysamochodowej sygnalizacji świetlnej. W okolicach Flekefjord opuszczamy wygodną drogę z tunelami (za którą kilka chwil wcześniej zapłaciliśmy) i wybieramy bardzo malowniczą trasę wzdłuż wybrzeża. Zakręty, ciasne dróżki, podjazdy i mnóstwo kręcenia. Mniam.
Po pierwszym posiłku na stacji benzynowej ruszamy dalej. Pogoda zaczyna się lekko psuć, choć nie ma się pewności, czy za kolejnym wzgórzem nie wygląda ona zupełnie inaczej. Ale to normalne w tym kraju.
Po południu dojeżdżamy do naszego pierwszego kempingu, niedaleko Stavanger. Jest przyzwoicie, choć chłodno i niebo zrobiło się mgliste. Jesteśmy nieco zmęczeni, ale ponieważ jest sporo czasu, decydujemy się na zwiedzanie Stavanger. Dla mnie to już druga wizyta w tym mieście, i drugi raz jest pochmurno... No cóż, do trzech razy sztuka.
Zaliczamy stare miasto, port, właściwie wykonujemy klasyczną pętlę po tym mieście.
Po zwiedzaniu i zakupach oraz po przygodach z płatnymi bramkami, które potraktowaliśmy jako niepłatne (Krzysiek wróżył, że już nas do Norwegii ponownie nie wpuszczą), wracamy na kemping. Mocno zmęczeni kończymy pierwszy dzień.
----------------------------------------------------------------------
Kilka zdjęć dnia:
Pierwszy fjord.
Mgliste góry i droga
Ulice Stavanger
DZIEŃ TRZECI - Na północ
Po drodze zatrzymujemy sie na sesję zdjęciową przy jednym z wielu drewnianych, białych kościółków, oglądamy też starożytne malowidła na skale.
Za Sand robimy kolejny kemping, tani i z wypasem, polecam to miejsce - Suldal nad rzeką Lagen. Mało ludzi, niskie ceny mnóstwo miejsca, sielanka. Czy w końcu zobaczymy słońce?
-----------------------------------------------------------------
Kilka zdjęć dnia:
Most w Oannes
Biały kościółek
Czekając na prom
DZIEŃ CZWARTY - w drodze do Bergen
Poranek nie jest zbyt optymistyczny - znowu mgła. Ale tak jak po śniadaniu i kawie poprawiają się humory, podobnie czyni pogoda. Opuszczamy Rogaland, a Hordaland wita nas słońcem. Tunele, serpentyny, fjordy, to już chleb powszedni. Jest coraz więcej okazji do zdjęć, w okolicach Oddy jest imponujący wodospad, masa ludzi i autobusów wycieczkowych świadczy o tym, że jest to naprawdę miejsce warte obejrzenia. W Oddzie jedziemy w kierunku promu w Utne. Po drugiej stronie da się wyczuć, że jedziemy w kierunku Bergen, ruch staje się, tak trochę nie po norwesku, intensywny.
Musimy znaleźć nocleg gdzieś przed Bergen, bo zwiedzanie miasta to plan na następny dzień. Tuż przed miastem odbijamy w lewo i krętą, wąską drogą dojeżdżamy do Tysse. Trochę za miasteczkiem znajdujemy bardzo ładnie położony kemping, na wzgórzu nad fjordem. Okolica piękna, okazja do wykonania serii zdjęć.
Aha, tu kilka słów o zdjęciach - dużą ich część zamieściłem na Dreamstime (agencja stock photos), w specjalnej kolekcji, zainteresowanych zapraszam tutaj. W tym blogu jedynie wybrane ujęcia.
Gospodarz kempingu to sympatyczny starszy pan, jest tu naprawdę miło, choć dość blisko drogi. Siedzimy do późna, nawet muszki i komary nie są bardzo nachalne.
----------------------------------------------------
Kilka zdjęć dnia:
Słoneczny fjord
Wodospady nieopodal Oddy
Odda
DZIEŃ PIĄTY - Bergen
Mówi się o Bergen, że to najbardziej deszczowe miasto Norwegii. Ale 'jakoś tak' prześlignęliśmy się pomiędzy opadami.
Bardzo fajne miasto, polecam. Ma swój klimat, drewniane centrum z hanzatyckimi zabudowaniami i wąskimi uliczkami, targ rybny, panorama na całe miasto po wjeździe kolejką, przyjaźni ludzie, ciekawe sklepy. Naprawdę warto.
Ależ skrótowo to opisałem:) Generalnie zwiedzanie miast, przeciskanie się w tłumach, oglądanie wystaw i muzeów nie jest moim ulubionym zajęciem. Są jednak miejsca urzekające, Bergen należy do nich bez wątpienia.
Na zakończenie naszej wizyty tutaj, zaliczamy Aquarium, bardzo ciekawe miejsce, foki, pingwiny już przy wejściu, potem wszystkie możliwe morskie stwory Norwegii, jest nawet kino 3D.
Opuszczamy Bergen jadąc na północ. Przyjazne kozy, coraz poważniejsze góry, i pogorszenie pogody. Na kemping nad Sognefjorden (fjord Słońca, haha) dojeżdżamy w kompletnej ulewie. Po raz pierwszy rezygnujemy z namiotów na rzecz domku. Okazuje się, że przy tej liczbie osób nie jest nawet dużo drożej. No, ale wygoda też ograniczona, choć w deszczu jest to na pewno lepsze wyjście.
------------------------------------------------------
Kilka zdjęć dnia:
Śniadanie
Targ rybnyw Bergen
Bergen - fasady starego miasta
Widok na Bergen
Pingwin w Aquarium
Sognefjorden wieczorem, po deszczu
Przyjazne kozy
DZIEŃ SZÓSTY - Słońce, deszcz, słońce i luksus kempingowy
Budzi nas tęcza. Czyli będzie pięknie?
Niekoniecznie. Wieczorne plany biorą w łeb, karty rozdaje aura. Pływanie po Sognefjorden promem w ulewie to umiarkowana przyjemność, musi więc wystarczyć przeprawa na drugą stronę. No, ale żeby dostarczyć wycieczce nieco więcej atrakcji, mylę drogę i nadkładamy kilkanaście kilometrów, nie na darmo jednak, bo okolica jest piękna:)
Przemierzamy region Sogn og Fjordane, po drodze malowniczo położone między górami miasteczko Forde. Na mapie ten odcinek nie wygląda na długi, ale potrzeba nieco czasu aby zaliczyć te tunele i podjazdy. Kolejny kemping to najbardziej luksusowe miejsce, na skraju parku narodowego Jostedals. Cztery gwiazdki zobowiązują - łazienka w kafelkach, TV room, internet, okazja do popływania łódką po fjordzie (co też zrobiliśmy) - zostalibyśmy tu pewnie dłużej, ale szefowa kempingu mówi, że prognozy nie są dobre i generalnie narzeka na lato tego roku. No właśnie...
-----------------------------------------
Kilka zdjęć dnia:
Optymistyczna tęcza nad Sognefjorden
Rowerem wodnym po fjordzie
DZIEŃ SIÓDMY - Geiranger fjord
Rano potwierdzają się prognozy z poprzedniego dnia. Choć od czasu do czasu chmury odpuszczają. Chwytam za aparat, bo ta okolica jest niezwykła.
Narada co do kierunku jazdy - pomimo deszczu decydujemy się na kierunek pólnocny.
To dobra decyzja. Ten odcinek jest niesamowity - kręte drogi, dłuugie tunele, wjazd na ponad 100o metrów. Tu klimaty niemal zimowe, wystarczy wyjść z auta i dotknąć śniegu. Dojeżdżamy do Geirangerfjord, chyba słusznie mówi się o nim, że jest najpiękniejszym fjordem w Norwegii - mały, ale malowniczy.
Dalej czeka na nas droga trolli. Ania z wrażenia nie wychodzi z samochodu:) U stóp tej serpentyny dajemy odpocząć klockom hamulcowym. Jednym słowem: wow! :)
Dalej kierujemy się na północ i osiągamy nasz północny limit, okolice Andalsnes. Tu czas na zwrot na południe. Droga staje się szybka i łatwa, prowadzi w dolinie rzeki. Pod wieczór jesteśmy niemal pewni, że przez cały czas naszej wycieczki uciekamy przed złą pogodą. Czasami się udaje, czasami nie. Kolejny kemping to ponownie domek, nie namioty, bo leje jak z cebra. Gospodarz kempingu to sobowtór Macieja Stuhra:)
----------------------------------------------
Fotki dnia:
Adaś i Geirangerfjord
Nasze auta na wyżynie
Droga trolli
DZIEŃ ÓSMY - Lillehammer
Rano jest pięknie - słońce i ciepło, nawet na trampolinie się chce poskakać:) Okolica nabiera kolorów, dosłownie i w przenośni. Aż się nie chce jechać dalej.
Jesteśmy w okolicach drogi Peera Gynta, (postać z książek Ibsena) jest ładna, ale jakoś dwuznacznie oznakowana, nie mamy pewności, czy nie będzie płatna na zasadzie parku krajobrazowego, wracamy po kilku kilometrach z powrotem na główną trasę.
Lillehammer i legendarna olimpijska skocznia narciarska. Latem też się nieźle prezentuje, nawet wjeżdżamy wyciągiem na górę, Ania pilnuje nas z dołu. Skoczkowie, ku naszej radości, też są aktywni.
Kolejny cel to kemping gdzieś blisko Oslo. Czym bliżej jednak stolicy, tym standard kempingów gorszy. Wieczorem mamy (nie)przyjemność nocować na totalnym badziewiu gdzie za wszystko pobierają opłaty. Porażka. Proponuję unikać kempingu w okolicach Vikersund.
-------------------------------------------
Kilka zdjęć dnia:
Rano. Fjord optymistyczny
Na trampolinie
Lillehammer
Skocznia z góry
Krzysiek i namiot
DZIEŃ DZIEWIĄTY - Oslo
Wiem, że może to zabrzmi dziwnie, ale Oslo.... nie ujęło mnie niczym specjalnym. Przyznaję, może znowu szara pogoda usposabia 'szaro', może jest to miasto jakich mamy sporo u nas... Fakt, chyba najbardziej kosmopolityczne miasto Norwegii, z ludźmi różnych nacji na ulicach. Ale jakoś brak klimatu Bergen. Zafundowaliśmy sobie spacer do Pałacu Królewskiego i z powrotem.
Opuszczamy region Oslo wjeżdżając w region Telemark. L zostają na dłużej Oslo, my po drodze zahaczamy o jeden z najładniejszych Stavkirke (drewnianych kościółków) w Norwegii.
Kemping nieopodal Gvarv, bardzo ładny i pięknie położony, polecam. L przyjeżdżają wieczorem, szkoda, że nie zrobiliśmy ogniska :)
---------------------------------------------
Kilka fotek:
Oslo, uniwersytet
Oslo, Pałac Królewski
Rowery w Oslo
Stavkirke
Rzeka, łódki - Gvarv
Adaś i namiot
DZIEŃ DZISIĄTY - Każdy w swoją stronę
Dzień rozstania z L, oni na prom spiesząc do Polski, my w dalszą drogę po Norwegii, miało być jeszcze pięć dni...
Jedziemy na zachód, piękna pogoda i naprawdę malowniczy Telemark. Gdy jesteśmy wysoko w górach, temperatura spada do 12 stopni. OK, ale czemu zostaje 12 stopni gdy jesteśmy na poziomie morza?
W dolinie rzeki Otry znajdujemy świetny kemping, tanio, przestronnie (pusto niemal), super. Mamy nawet boisko tylko dla siebie. Tylko miasteczko jakieś takie wymarłe. Ale mają fajny kościółek i górę z szumiącym wodospadem.
Pogoda zaczyna nam doskwierać, Ania w kocu, właściwie jedyna rozrywka to picie gorącej herbaty lub pójście spać. Tak też czynimy, wyjątkowo wcześnie jak na długie norweskie dni.
Może jutro będzie lepiej.
-------------------------------------
Kilka fotek:
Łódka i fjord HDR
Passat na trasie
Otra, most.
Adam i potok.
DZIEŃ JEDENASTY - Powrót
Lało całą noc. Leje rano. Prognozy mówią - będzie lało. Gdzie uciekać? Prognozy mówią - wszędzie jest tak samo.
Nic nie mówiąc Ani i Adamowi, idę do recepcji, zdobywam numer do ColorLines i przekonuję panią operatorkę, że musimy jednak przebukować bilet. Udaje się, i to bez dopłat. Informacja, że wracamy do domu spotyka się z dużą ulgą na twarzach moich najbliższych.
Tak uciążliwy deszcz potrafi popsuć wszystko, szczególnie, gdy namiot nie ma przedsionka. Zrobiliśmy jednak pokaźną pętlę, te ostatnie dni miały być bardziej stacjonarne, gwałtownie pogorszenie pogody skierowało nas wcześniej do portu w Kristiansand.
Nadmienię, że pogodne niebo zobaczyliśmy dopiero pół godziny drogi promem od wybrzeży Norwegii. To prawda, Lato '07 do udanych w tym kraju na pewno nie należało.
Natomiast nasze odczucia? Bardzo pozytywne. I mamy plany na Norwegię po raz Trzeci, tym razem północ, powyżej Trondheim. Kiedy? Nie wiemy...
=================
Statystyka:
Łączny czas jazdy: 66 godzin
Średnia prędkość: 67 km/h
Dystans: 4450 km
Paliwo: 7,2 litra/100km
=================
--------------------
Kilka zdjęć, niekoniecznie z tego dnia:
Trzy domki
Droga Peera Gynta
Uwaga na łosie
Trawa na dachu
MAPA WYCIECZKI:
Niebieskie punkty to początek i koniec trasy oraz noclegi.
Kliknij zdjęcie, by obejrzeć większą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz