niedziela, 10 sierpnia 2008

Szwajcaria Francja 2008 - mapa wycieczki



Kliknij tu po opis całej wycieczki. Czytamy od dołu!

Kolekcje zdjęć z wycieczki (Dreamstime) :
1. Szwajcaria
2. Francja
3. Niemcy

sobota, 9 sierpnia 2008

Szwajcaria Francja 2008 - dzień 12

Rano wielkie suszenie, dobrze, że burza odpuściła. Po śniadaniu robimy burzę mózgów. Stwierdzamy, że już chcemy do domu. Dopuszczamy jako opcję rozbicie jeszcze jednego campingu gdzieś pod Zurychem.

No to w drogę. Opuszczamy dolinę Rodanu w miasteczku Gampel:

Swiss town of Gampel

Po jakimś czasie dojeżdżamy do przeprawy pociągowej przez tunel w Alpach. Kosztuje to kilka franków, ale znacznie skraca drogę i zaoszczędza kręcenia serpentyn.

Train through Alps

Train through Alps

Wjeżdżamy w tunel. Ciemność zupełna. Dla osób z klaustrofobią rzecz raczej nie do przyjęcia. Po kilkunastu minutach już jesteśmy po drugiej stronie Alp:

Swiss train station

Swiss Alps landscape

Pogoda zaczyna się psuć, jest znacznie chłodniej i pada przelotny deszcz. Rezygnujemy więc z opcji campingu i wracamy do domu, bez większych przygód po drodze.
====================
KONIEC

czwartek, 7 sierpnia 2008

Szwajcaria Francja 2008 - dzień 11

Zwiedzamy Sierre, najciekawsze miejsce w tym miasteczku to położone wysoko Chateau.

Swiss chateau

Vineyard house in Switzerland

Widok na miasteczko z góry i winogrona z krzaczka poprawiają nam humory.

Robimy zakupy. Adaś w nagrodę, że "naprawił" nam materac (dobrze dokręcił korek), dostaje nową paletkę do ping-ponga, Ania - perfumy, a ja - sześciopak piwa :)
Wracamy na camping i relaksujemy się. Wieczorem rozpętuje się taka burza, że aż w zębach dzwoni. Książkę można by czytać przy światłach błyskawic, a grzmoty odbite od gór dudnią aż (nie)miło. I tak przez całą noc.

środa, 6 sierpnia 2008

Szwajcaria Francja 2008 - dzień 10

Udajemy się w kierunku Chamonix. Samo miasteczko, jak i inne miejscowości po drodze to po prostu Krupówki w Zakopanem. Mnóstwo samochodów i turystów. Mont Blanc prezentuje się ładnie, ale białe niebo zniechęca nas do wjazdu na górę kolejką. Cóż ja poradzę na to, że patrzę na świat pod kątem zdjęć? ;)

Wjeżdżamy do Szwajcarii, znane nam już tereny. Ania mówi, że to poniższe zdjęcie będzie jej się kojarzyło z... zapachem palonej gumy. Tak, tak, hamulce przy tych serpentynach dostają w kość.

Martigny in the Rhone valley

Mijamy znane nam już Martigny i jedziemy na kolejny camping RCS w Sierre. Ciekawie położony, na wzgórzu, manewrowanie tu samochodem to pewne wyzwanie. Troszkę marudzimy w recepcji, więc dostajemy miejsce dla campera. Pomimo początkowego pesymizmu, zostajemy na dwa dni.
Wieczorem gra w boule i ping ponga. No i smakowanie wina, jeszcze z zapasów francuskich.

wtorek, 5 sierpnia 2008

Szwajcaria Francja 2008 - dzień 9

Bardzo miło nam się tu siedzi, ale co było do obejrzenia, już zobaczyliśmy. Ani brakuje do szczęścia tylko lawendowych pól, ale to już po sezonie zbiorów. Zwijamy namiot i ruszamy na północ, w kierunku Grenoble. Malownicze miejscowości (choć niektóre nieco zatłoczone na drogach), piękne krajobrazy, oto kilka z ujęć "po drodze":

Camper in France

French Provence landscape

Giant bridge and the alps

Filling bottle in fountain

Decydujemy się na jednodniowy pobyt w hotelu Formule 1 pod Chambery. Po ulokowaniu się w ciasnym nieco (no, ale jest prawdziwe łóżko! :), jedziemy do miasta. Centrum jest bardzo ładne, ale niektóre boczne uliczki Ania określiła jako takie, gdzie nie chciała by się samotnie zapuszczać - sporo jakiegoś szemranego towarzystwa. Zupełnie jak na deptaku w Darłowie obok sklepu monopolowego.

Woman in greengrocery

Kiwi slices on sale

Street of Chambery, France

Street of Chambery, France

Po powrocie gramy w karty, moi najbliżsi dostają ataku "śmiechawki", prawdopodobnie z powodu mojej koszulkowej opalenizny :) Widok z okna hotelu:

French chateau and vineyards

poniedziałek, 4 sierpnia 2008

Szwajcaria Francja 2008 - dzień 8

Po śniadaniu jedziemy z Anią do Sisterone, Adaś wybiera towarzystwo dziewcząt i zostaje na basenie.

Po krótkim spacerze wjeżdżamy małym pociągiem (petit train) pod górującą nad miastem Cytadelę.

Sisterone medieval stronghold

3 euro za osobę za kilkunastominutową wycieczkę po mieście i podjazd pod bramę cytadeli - gdybyśmy wiedzieli, że to tak niedaleko, weszlibyśmy na piechotę. Zejście z góry zajęło nam niewiele dłużej. Warto pospacerować tymi nastrojowymi, wąskimi uliczkami.

Old French town stairs

Cat in French old town street

Ładnie się prezentuje Sisterone z góry - terakotowe dachy domów i malownicza rzeka Durance:

Sisterone on Durance river

W drodze powrotnej zakupy, próbujemy lokalnie wyprodukowanych specjalności - wina, sery, pasztety, pieczywo.. Dobre! :)

Wieczorem, przy akompaniamencie tnących komarów, rozmawiam z Francisem (tak ma na imię wspomniany Belg) o Francuzach i ich "gościnności". Okazuje się, że nie jestem odosobniony w swoich odczuciach. No cóż, stereotypy skądś się jednak biorą.

Duży materac uległ uszkodzeniu i działa podobnie do tego z Norwegii - powietrze schodzi powoli, nad ranem śpimy już na twardej ziemi.

niedziela, 3 sierpnia 2008

Szwajcaria Francja 2008 - dzień 7

...przez te 7 godzin nasza lodówka była cały czas podłączona do akumulatora. Próba odpalenia auta kończy się fiaskiem. No to zaczynają sie przygody. Sytuacja - jesteśmy na opuszczonym niemal parkingu obok malutkiego hoteliku (jeszcze bez obsługi), jest niedzielny poranek.

Z hoteliku wychodzi małżeństwo, mam szczęście, że kobieta mówi po angielsku. Okazuje sie niesamowicie pomocna, przez ponad pół godziny próbujemy znaleźć kogoś w mieścinie, kto mógłby pożyczyć kable do akumulatora. Bez skutku. Gdy w końcu pojawia się obsługa recepcji, okazują się jeszcze mniej pomocni niż przydrożna krowa. "Nie dziwi mnie to, ludzie tutaj są tacy", mówi kobieta. Sugeruję, że można by zadzwonić do jakiegoś warsztatu, ale Francuzka tylko kręci głową - skasują nas jak za zboże, dodatkowo jest niedziela. Widząc, że nasza sytuacja niewesoła, jadą z mężem do miejscowości oddalonej o około 10 km (w odwrotnym kierunku, niż zamierzali jechać), przywożą kable pożyczone ze stacji paliw i bez trudu odpalamy auto. "Mam nadzieję, że spotkacie jeszcze miłych ludzi we Francji", mówi kobieta mając na myśli tę porażkę z miejscowymi. "My już swoich spotkaliśmy", odpowiadam. Jesteśmy pod wrażeniem ich uczynności do dziś.

Nasz kolejny camping to Volonne, Prowansja. Czterogwiazdkowy camping, kilkaset miejsc, baseny, korty, sklepiki, pełen wypas, polecam. Po rozbiciu namiotu idę na samotny fotospacer po miasteczku:

French old town street

Clock tower ruins

French village church

Terracotta roof house, France

Trafiamy na supersympatycznych sąsiadów z Belgii, Adam ma towarzystwo do zabawy. Wieczorem basen i wypoczynek po wrażeniach z ostatnich dwóch dni.

sobota, 2 sierpnia 2008

Szwajcaria Francja 2008 - dzień 6

Oj, długi to był dzień. Ale po kolei.

Po spakowaniu się i śniadaniu raz jeszcze na krótko odwiedzamy Martigny - muszę poprawić kilka ujęć z miasteczka, bo pogoda piękna. Podjeżdżamy pod sam zameczek, który był centrum wczorajszych fajerwerków.

Swiss church, Martigny

Old castle and wooden bridge

Kierujemy się na Włochy, opuszczając Martigny podziwiamy piękne Alpejskie widoki, pogoda jest śliczna, więc i widoczność dobra.

Swiss Alps landscape

Granicę przekraczamy płatnym tunelem StBernard i wjeżdżamy do kraju, w którym ponoć kierowcy nie do końca stosują się do kodeksu ruchu drogowego. Nic takiego nie zauważyłem, może to specyfika większych miast, ale to dane mi będzie sprawdzić innym razem.
Jedziemy przez Turyn, rzucam propozycję posmakowania oryginalnej włoskiej pizzy i od tego dokładnie momentu wszystkie napotkane po drodze pizzerie i małe kafejki są zamknięte. Sjesta, a może sobota? Tym sposobem ani się obejrzymy, a już przekraczamy granicę z Francją.

Planowaliśmy gdzieś tu rozbić namiot, ale w tych górskich rejonach niemal nie ma pól namiotowych, a jak są, to maleńkie o słabym standardzie. Dojeżdżamy więc do nadmorskiego Menton, tak krętymi drogami (unikamy autostrad), że Ania stwierdza, że norweska droga Trolli nie była jednak taka zła. Po kilku minutach kluczenia wąskimi uliczkami Menton parkujemy auto na parkingu na promenadzie i spacerujemy jak na turystów przystało. Adaś zażywa kąpieli w ciepłym morzu Śródziemnym sprawdzając stopień zasolenia i przejrzystości wody.

Woman and palm tree

French riviera cars

Boy alone in the sea

Palm trees at night

"Raz kozie śmierć", decydujemy się na posiłek w jednej z licznych restauracji na promenadzie, te zapachy są zbyt kuszące a my zbyt głodni. Z zamówieniem potrwa jest mały problem, bo kelner ani w ząb po angielsku, ale z pomocą innego kolegi jakoś dajemy radę. Tanio nie jest - 2 pizze, smażona ryba (coś w rodzaju pstrąga z rusztu), jakieś napoje - 50 euro. Dobre, ale bez rewelacji. Najedzeni, spacerujemy jeszcze przez jakiś czas i wracamy do auta. Gdzie dziś śpimy?

OK, to może najpierw pojedziemy do Monaco. Robi wrażenie, nawet (a może szczególnie) nocą. "Tato, ja tu już byłem!", mówi Adam. Przejeżdżamy tymi samymi drogami, które zna z Playstation, słynne z F1 uliczki. Krążymy po nich szukając jakiegoś niepłatnego parkingu, ale nie ma szans. Po rozważeniu opcji i pogodzeniu się z faktem, że z Lazurowym Wybrzeżem nie wyszło nam tak jak planowaliśmy (choć właściwie znamy te klimaty z wycieczki do Hiszpanii w 1999), kierujemy się na północ.

Jadę nocą w kierunku Grenoble, który to już kilometr dziś za kółkiem? Czas na sen na jakimś parkingu obok restauracji, w której odbywa się jakaś dyskoteka. Śpimy prawie 7 godzin...

piątek, 1 sierpnia 2008

Szwajcaria Francja 2008 - dzień 5

Jeśli chodzi o internet w campingowej recepcji, porażka całkowita. Kilkanascie minut spędziłem na tym, żeby się dostać do konta, po to tylko, by się wylogować, bo (co stwierdziłem z dreszczem) komputer pozostał zalogowany na koncie od wczoraj!

Po śniadaniu czas na zwiedzanie Martigny. Najpierw kierujemy się do ruin amfiteatru, rzymskie wpływy w tej okolicy są dość istotnym elementem historii. Stanąłem na środku areny i krzyknąłem głośno (no, więcej niż tylko raz - Ania: "Przestać krzyczeć, bo nas ktoś przegoni!" :) - efekt niesamowity, teraz rozumiem jak radzili sobie bez mikrofonów, akustyka jest niesamowita!

Brunette woman with sunglasses

Couple on bench in sepia

Two windows and green shutters

Przechodzimy obok miejskiego basenu, dziś dzień gratis (święto), Adaś korzysta więc na całego, pływając i skacząc z trampoliny.

Idziemy dalej na podbój miasta, sprawia bardzo sympatyczne wrażenie, szkoda tylko, że niebo szare... Pomimo tego, robię kilka ciekawych ujęć.

Po obiedzie na campingu pakujemy się w auto i jedziemy do miejsca wskazanego przez informację turystyczną w Martigny. Gorges du Trient. Widowiskowy przykład na to , co może stworzyć erozja w skałach. Warto zobaczyć, choć spodziewaliśmy dłuższej wycieczki niż kilkanaście zakrętów. Zdążamy zwiedzić całość właśnie w momencie gdy zaczyna padać - Alpy zasnuły się ciężkimi chmurami.

Swiss gorges

Swiss gorges

Tourist at Swiss gorges

Na szczęście ulewa trwa tylko kilka godzin. Tuż przed 22-gą sąsiadujący z nami Holendrzy byli na tyle mili, by poinformować nas o nadchodzącym show - fajerwerki nad Martigny.

Ten coroczny show (to jest właśnie to narodowe święto, o którym pisałem wczoraj) zawsze jest niesamowity (jak dowiadujemy się od sąsiadki), ale w tym roku był ponoć jeszcze lepszy niż zwykle. Prawdziwe widowisko, z dramaturgią i sensem. To TRZEBA zobaczyć, a wszelkie słowa nie są wystarczające. Widziałem już wiele pokazów ogni sztucznych w życiu, ale czegoś takiego - nigdy. Z pośpiechu nie wziąłem aparatu, ale nie żałuję - żadne zdjęcia tego nie oddadzą, to po prostu trzeba zobaczyć na żywo. Polecam.