niedziela, 3 sierpnia 2008

Szwajcaria Francja 2008 - dzień 7

...przez te 7 godzin nasza lodówka była cały czas podłączona do akumulatora. Próba odpalenia auta kończy się fiaskiem. No to zaczynają sie przygody. Sytuacja - jesteśmy na opuszczonym niemal parkingu obok malutkiego hoteliku (jeszcze bez obsługi), jest niedzielny poranek.

Z hoteliku wychodzi małżeństwo, mam szczęście, że kobieta mówi po angielsku. Okazuje sie niesamowicie pomocna, przez ponad pół godziny próbujemy znaleźć kogoś w mieścinie, kto mógłby pożyczyć kable do akumulatora. Bez skutku. Gdy w końcu pojawia się obsługa recepcji, okazują się jeszcze mniej pomocni niż przydrożna krowa. "Nie dziwi mnie to, ludzie tutaj są tacy", mówi kobieta. Sugeruję, że można by zadzwonić do jakiegoś warsztatu, ale Francuzka tylko kręci głową - skasują nas jak za zboże, dodatkowo jest niedziela. Widząc, że nasza sytuacja niewesoła, jadą z mężem do miejscowości oddalonej o około 10 km (w odwrotnym kierunku, niż zamierzali jechać), przywożą kable pożyczone ze stacji paliw i bez trudu odpalamy auto. "Mam nadzieję, że spotkacie jeszcze miłych ludzi we Francji", mówi kobieta mając na myśli tę porażkę z miejscowymi. "My już swoich spotkaliśmy", odpowiadam. Jesteśmy pod wrażeniem ich uczynności do dziś.

Nasz kolejny camping to Volonne, Prowansja. Czterogwiazdkowy camping, kilkaset miejsc, baseny, korty, sklepiki, pełen wypas, polecam. Po rozbiciu namiotu idę na samotny fotospacer po miasteczku:

French old town street

Clock tower ruins

French village church

Terracotta roof house, France

Trafiamy na supersympatycznych sąsiadów z Belgii, Adam ma towarzystwo do zabawy. Wieczorem basen i wypoczynek po wrażeniach z ostatnich dwóch dni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz