sobota, 2 sierpnia 2008

Szwajcaria Francja 2008 - dzień 6

Oj, długi to był dzień. Ale po kolei.

Po spakowaniu się i śniadaniu raz jeszcze na krótko odwiedzamy Martigny - muszę poprawić kilka ujęć z miasteczka, bo pogoda piękna. Podjeżdżamy pod sam zameczek, który był centrum wczorajszych fajerwerków.

Swiss church, Martigny

Old castle and wooden bridge

Kierujemy się na Włochy, opuszczając Martigny podziwiamy piękne Alpejskie widoki, pogoda jest śliczna, więc i widoczność dobra.

Swiss Alps landscape

Granicę przekraczamy płatnym tunelem StBernard i wjeżdżamy do kraju, w którym ponoć kierowcy nie do końca stosują się do kodeksu ruchu drogowego. Nic takiego nie zauważyłem, może to specyfika większych miast, ale to dane mi będzie sprawdzić innym razem.
Jedziemy przez Turyn, rzucam propozycję posmakowania oryginalnej włoskiej pizzy i od tego dokładnie momentu wszystkie napotkane po drodze pizzerie i małe kafejki są zamknięte. Sjesta, a może sobota? Tym sposobem ani się obejrzymy, a już przekraczamy granicę z Francją.

Planowaliśmy gdzieś tu rozbić namiot, ale w tych górskich rejonach niemal nie ma pól namiotowych, a jak są, to maleńkie o słabym standardzie. Dojeżdżamy więc do nadmorskiego Menton, tak krętymi drogami (unikamy autostrad), że Ania stwierdza, że norweska droga Trolli nie była jednak taka zła. Po kilku minutach kluczenia wąskimi uliczkami Menton parkujemy auto na parkingu na promenadzie i spacerujemy jak na turystów przystało. Adaś zażywa kąpieli w ciepłym morzu Śródziemnym sprawdzając stopień zasolenia i przejrzystości wody.

Woman and palm tree

French riviera cars

Boy alone in the sea

Palm trees at night

"Raz kozie śmierć", decydujemy się na posiłek w jednej z licznych restauracji na promenadzie, te zapachy są zbyt kuszące a my zbyt głodni. Z zamówieniem potrwa jest mały problem, bo kelner ani w ząb po angielsku, ale z pomocą innego kolegi jakoś dajemy radę. Tanio nie jest - 2 pizze, smażona ryba (coś w rodzaju pstrąga z rusztu), jakieś napoje - 50 euro. Dobre, ale bez rewelacji. Najedzeni, spacerujemy jeszcze przez jakiś czas i wracamy do auta. Gdzie dziś śpimy?

OK, to może najpierw pojedziemy do Monaco. Robi wrażenie, nawet (a może szczególnie) nocą. "Tato, ja tu już byłem!", mówi Adam. Przejeżdżamy tymi samymi drogami, które zna z Playstation, słynne z F1 uliczki. Krążymy po nich szukając jakiegoś niepłatnego parkingu, ale nie ma szans. Po rozważeniu opcji i pogodzeniu się z faktem, że z Lazurowym Wybrzeżem nie wyszło nam tak jak planowaliśmy (choć właściwie znamy te klimaty z wycieczki do Hiszpanii w 1999), kierujemy się na północ.

Jadę nocą w kierunku Grenoble, który to już kilometr dziś za kółkiem? Czas na sen na jakimś parkingu obok restauracji, w której odbywa się jakaś dyskoteka. Śpimy prawie 7 godzin...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz