piątek, 1 sierpnia 2008

Szwajcaria Francja 2008 - dzień 5

Jeśli chodzi o internet w campingowej recepcji, porażka całkowita. Kilkanascie minut spędziłem na tym, żeby się dostać do konta, po to tylko, by się wylogować, bo (co stwierdziłem z dreszczem) komputer pozostał zalogowany na koncie od wczoraj!

Po śniadaniu czas na zwiedzanie Martigny. Najpierw kierujemy się do ruin amfiteatru, rzymskie wpływy w tej okolicy są dość istotnym elementem historii. Stanąłem na środku areny i krzyknąłem głośno (no, więcej niż tylko raz - Ania: "Przestać krzyczeć, bo nas ktoś przegoni!" :) - efekt niesamowity, teraz rozumiem jak radzili sobie bez mikrofonów, akustyka jest niesamowita!

Brunette woman with sunglasses

Couple on bench in sepia

Two windows and green shutters

Przechodzimy obok miejskiego basenu, dziś dzień gratis (święto), Adaś korzysta więc na całego, pływając i skacząc z trampoliny.

Idziemy dalej na podbój miasta, sprawia bardzo sympatyczne wrażenie, szkoda tylko, że niebo szare... Pomimo tego, robię kilka ciekawych ujęć.

Po obiedzie na campingu pakujemy się w auto i jedziemy do miejsca wskazanego przez informację turystyczną w Martigny. Gorges du Trient. Widowiskowy przykład na to , co może stworzyć erozja w skałach. Warto zobaczyć, choć spodziewaliśmy dłuższej wycieczki niż kilkanaście zakrętów. Zdążamy zwiedzić całość właśnie w momencie gdy zaczyna padać - Alpy zasnuły się ciężkimi chmurami.

Swiss gorges

Swiss gorges

Tourist at Swiss gorges

Na szczęście ulewa trwa tylko kilka godzin. Tuż przed 22-gą sąsiadujący z nami Holendrzy byli na tyle mili, by poinformować nas o nadchodzącym show - fajerwerki nad Martigny.

Ten coroczny show (to jest właśnie to narodowe święto, o którym pisałem wczoraj) zawsze jest niesamowity (jak dowiadujemy się od sąsiadki), ale w tym roku był ponoć jeszcze lepszy niż zwykle. Prawdziwe widowisko, z dramaturgią i sensem. To TRZEBA zobaczyć, a wszelkie słowa nie są wystarczające. Widziałem już wiele pokazów ogni sztucznych w życiu, ale czegoś takiego - nigdy. Z pośpiechu nie wziąłem aparatu, ale nie żałuję - żadne zdjęcia tego nie oddadzą, to po prostu trzeba zobaczyć na żywo. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz