Rano sprawdzamy co i w jakim stopniu zmokło, po przesuszeniu namiotu i śniadaniu ruszamy dalej na południe. Najpierw drogami turystycznymi podziwiając malownicze wioski, potem wjeżdżamy na autostradę. Nawigacja ostrzega przed płatnymi odcinkami, ale autostrady w Szwajcarii nie są płatne, z wyjątkiem niektórych tuneli.
Jedziemy przez Winterthur, mijamy Zurych, Freiburg i dojeżdżamy do Sion w dolinie Rodanu. GPS prowadzi nas przez wąskie dróżki, na wzgórze, do rzekomego campingu. Gdy jesteśmy 'na miejscu', okazuje się, że to żaden camping a prywatna posesja - mapa ma złe informacje. No nic to, przynajmniej pooglądaliśmy sobie Sion z góry:
Wracamy do Martigny, gdzie nasz kolejny popas, również zrzeszony w sieci RCS camping. Recepcjonistka nie mówi ani słowa po angielsku, ale z pomocą innej turystki jakoś się dogadujemy.
Po spacerze do supermarketu okazuje się, że jesteśmy skazani na zakupy na stacji paliw, jutro bowiem święto narodowe.
Mają tu bezprzewodowy internet, ale co z tego, że tani, skoro nieomal nie można się z nim połączyć (jakiś lokalny feler).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz