Oczywiście liczę na sympatyczne poranne światło. Gdy moi jeszcze drzemią w aucie, robię rekonesans po uśpionym miasteczku u stóp zamku, robiąc szereg zdjęć. O świcie widzę na wzgórzu raczej niepozorną budowlę o dość znajomym kształcie. Czy to aby na pewno ten słynny zamek? Niezbyt imponujący, dobrze, że wschód słońca dodaje nieco barwy.
Około siódmej maszerujemy w trójkę pod góre, po około pół godziny docieramy do zamku. No taaak, to rozumiem! Jest naprawdę piękny. Kolejnych kilka minut zajmuje dotarcie na most, z którego budowlę widać najlepiej.
Widok na okolicę też wspaniały. Z tego miejsca wystarczy skok i jesteśmy w Austri. Ta jednak nie jest w naszych planach.
Schodzenie ze wzgórza jest nieco przyjemniejsze, na dole miasteczko powoli budzi się do życia i pojawiają się turyści. Wkrótce będzie tu tłok.
Kierujemy się do Szwajcarii mijając liczne wioski, tuż po południu docieramy do miejsca naszego pierwszego campingu - zrzeszony w sieci RCS, położony nad Renem camping w Schaffhaussen.
Pierwsze wrażenie (z powodu obsługi, nie standardu miejsca) nie jest zbyt korzystne - recepcja odmawia przyjęcia nas ponieważ mają siestę. Polegała na tym, że cała obsługa siedziała sobie przy stoliku, a my, zmęczeni w naszym samochodzie. Zgodnie stwierdzamy, że to byłoby u nas nie do pomyślenia. OK, co kraj to obyczaj. Potem jeszcze małe przygody z prądem (czajnik wywalał 4 amperowy bezpiecznik), ale w końcu decydujemy się zostać na dwa dni. Na plus - miłe zaskoczenie co do cen, kurs franka do złotego jest bardzo korzystny, Szwajcaria okazała się bardzo przystępnym krajem, często tańszym niż Polska. Standard campingów RCS jest wysoki, po opłaceniu pobytu można do woli korzystać z ciepłej wody i prysznica (nie ma żetonów jak w Norwegii), basenu itd.
Po rozbiciu namiotu odpoczywamy, zwiedzanie zostawiamy na jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz